sobota, 28 czerwca 2014

28

Miesiąc… tyle wystarczyło, aby się wyleczyć z choroby. Fizycznie czułam się dobrze, jednak dalej nie byłam silna psychicznie. Cały czas czułam w sobie pustkę i starałam się jak mogłam pozbierać, ale nie było łatwo. Mimo tego, że miałam pomoc zarówno ze strony rodziny jak i przyjaciół. Mój ojciec naprawdę się postarał, chyba wspierał mnie najwięcej ze wszystkich co dużo dla mnie znaczyło. Właśnie miałam jeść z nim dzisiaj lunch, więc wyszykowałam się i robiłam małemu śniadanie. Miałam wolne jeszcze tydzień, więc chciałam jak najwięcej czasu spędzić z moim synkiem, dlatego gosposia miała wolne na jakiś czas. Poszliśmy z małym na plac zabaw, po raz pierwszy poszłam tam z nim od miesiąca. Po tym jednak pojechaliśmy do knajpy w której umówiłam się z ojcem, ale jakie było moje zdziwienie kiedy zobaczyłam jeszcze jedną osobę, a mianowicie moją matkę.

- Hej kochanie. – przywitał się ze mną ojciec dając mi buziaka w policzek – Widzę, że przyprowadziłaś mojego szkraba. – wziął małego na kolana na co się Pedro zaśmiał i dał buziaka dziadkowi – Jak tam psiak?
- Dobrze, ale mama ostatnio nie chciała go wyprowadzać. Tatuś robił to ze mną.
- I dobrze. Czasem potrzebne są takie męskie zajęcia. – zaśmiał się
- Skarbie, twój tato mi wszystko powiedział. Tak mi przykro. – rzuciła moja matka, a po mnie to spłynęło jak po kaczce. Co mnie zdziwiło i to bardzo – Wiem, że jest ci teraz ciężko.
- Nie martw się, będę uśmiechnięta szeroko na twoim ślubie. – rzuciłam ironicznie
- Sandra…
- Skończ, nie mam ochoty o tym mówić.
- Dziewczyny uspokójcie się. W końcu jesteśmy tutaj na pysznym obiedzie w doborowym towarzystwie.
- Matka powinna…
- Mogę ci zaraz wyśpiewać co powinna matka, ale nie wiem czy starczy mi czasu na to, aby cię doszkolić jak powinna zachowywać się matka.
- Ah kobiety. – westchnął mój ojciec na co Pedro się zaśmiał
- Tatuś też tak mówi. Ale i tak cię mamuś kocham. – usiadł tym razem mi na kolanach, więc go przytuliłam do siebie – Mogę zjeść ciasteczko?
- Najpierw obiad, później możesz zamówić deser.
- A Adrian?
- Dzisiaj je obiad z kolegami.

Pedro zamówił dla siebie, na co kelnerka się zaśmiała, ale zapisała zamówienie. Tak samo jak my złożyliśmy swoje. Obiad był pyszny, ale nie atmosfera. Moja matka mogłaby sobie pójść i byłoby lepiej. Ale cóż, musiałam jakoś ją tolerować. W dodatku Pedro był zadowolony z deseru, sama spróbowałam i smakował bardzo dobrze. Oczywiście miał dużo czekolady i wyglądał jak mały potworek umazany aż do nosa. Ale nic sobie z tego nie robił, tylko dalej jadł. Moja mama zaproponowała, ze nas odwiezie, ale od razu mój ojciec ją przystopował, bo nie miała fotelika dla małego. Dlatego pożegnaliśmy się z nią i staliśmy na dworze.

- Nie bądź dla niej taka ostra. Naprawdę się przejęła. – a ja jedynie mruknęłam pod nosem – Nie skłamię, na początku powiedziała, że to Adrian zabrał ci małego.
- Kompletnie nie wiem dlaczego nie lubi mojego męża. Jako matka powinna być raczej zadowolona z tego, że wyszłam na ludzi.
- Już taka jest, mojej matki też nie lubiła. A sama dobrze wiesz, że babcia gdyby mogła to by cię zagłaskała. Byłaś jej pupilkiem, każdemu mówiła jaka to jesteś. Była z ciebie dumna. Myślę, że ona by kochała Adriana tak samo.
- Jest naprawdę kochany. – westchnęłam – Codziennie mnie wspiera.
- Miał dobrego nauczyciela. Wspiera cię teraz tak samo jak ty jego, podczas kontuzji. Jego tez to wszystko przybiło. Był szczęśliwy na wieść o drugim dziecku.
- Wiem o tym, jednak do tej pory nie mogę z nim rozmawiać na ten temat. Mam blokadę, bo wiem jaki był szczęśliwy.
- A staracie się o drugie? – na co pokiwałam głową, że nie – Byłaś na badaniach?
- Mam pojutrze, Pedro spędzi popołudnie z chrzestnym. – pogłaskałam małego po głowie – Adrian uparł się, że pojedzie ze mną. Ale muszę przyznać, że się z tego powodu cieszę. Nie chce być sama.
- Na pewno wszystko będzie dobrze, trzeba być pozytywnej myśli. – przytulił mnie na co się uśmiechnęłam – No, a teraz muszę uciekać do pracy. Czasem mam ochotę rzucić to wszystko, ale muszę czekać do emerytury.
- Trzeba było pójść do pracy, którą lubisz. Tak jak ja. Już nie mogę się w sumie doczekać, aż wrócę do pracy i od nowa zacznę czytać nowe książki w poszukiwaniu tej jedynej. W dodatku znowu jadę do Sevilli, w sprawie książki kuzyna Adriana.
- Podróż dobrze ci zrobi. Ale chyba mój wnuk zaczyna być senny, za bardzo się tuli do twojej nogi. Czasem jak tak na niego patrzę to cofam się w czasie i czuję, jakbym to ja był na twoim miejscu i spacerował z córcią. Byłaś prawie taka sama jak on. Też zawsze tuliłaś się do moich nóg, kiedy byłaś senna.
- W takim razie wracamy, tatuś pewnie już po obiedzie z wujkami. Pożegnaj się z dziadkiem.
- Pa dziadku. – przytulił się do niego – Przyjdź do mnie.
- A żebyś wiedział, że przyjdę. Wyślemy rodziców na randkę i spędzimy mile wieczór.
- Tak jest! – zadowolony podskoczył aż, na co się zaśmiałam i złapałam go za dłoń

Ale wróciliśmy do domu, a nie było to łatwe bo już w połowie drogi mi mały zasnął, więc go wzięłam na ręce i jakoś doniosłam do domu. Tyle tylko, ze nie było łatwo otworzyć drzwi, trzymając go na rękach. Ba nie łatwo było znaleźć klucze w torebce. Ale kiedy starałam się włożyć klucz do zamka to zobaczyłam, że otwiera się brama, i wjechał na podjazd Adrian. Poczekałam chwilę na niego i sam nam otworzył drzwi, podnosząc moje rzeczy, które mi spadły na ziemię. Zaniosłam małego na górę, gdzie ściągnęłam z niego ciuchy i przykryłam kołdrą. Zeszłam na dół i widziałam jak Adrian chował moje rzeczy do torebki.

- Aż tak go wymęczyłaś?
- Plac zabaw i lunch z dziadkami. – mruknęłam
- Dziadkami? – zdziwiony na mnie spojrzał, ale kiedy widział minę to od razu rzucił – Teściowa nas odwiedziła.
- Owszem i już wie, że poroniłam. Tak, wieści się szybko rozchodzą. Chociaż na początku myślała, że mi zabrałeś Pedro.
- E tam, nie przejmuję się tym. Ważne, ze mam taką żonę jaką mam, a teściowa może być jaka chce, z nią nie żyję.
- Denerwujesz się badaniami? – szepnęłam wtulając się w niego
- Trochę, ale musimy być dobrej myśli. Tyle tylko, czy ty dasz radę na nowo się starać?
- Nie wiem. – szepnęłam tuląc się do niego mocniej
- Zrobię idealny klimat na pierwszy raz. – dał mi buziaka w czoło
- Wiem o tym, robisz dla mnie naprawdę dużo. Ale chcę już wrócić do pracy. Siedzenie w domu nie jest dla mnie. Nie wiem jak ty wytrzymałeś.
- Sam nie wiem, ale miło było wrócić do domu i wiedzieć, że czeka na mnie żona z synkiem. Ostatnio nie często się to zdarzało. Albo ja wracałem wcześniej, albo ty. A Pedro jaki był zadowolony.
- Wiem o tym. Ale chcę już wrócić do pracy, w dodatku muszę jechać do Sevilli.
- Sama czy zabierasz Pedro? – a ja rzuciłam, że sama – Na jak długo?
- Góra trzy dni. Muszę spotkać się w drukarni i ustalić dokładnie daty gdzie będzie podpisywana książka. Znowu w biegu. Ale za to skończę to i będę mogła skupić się na nowych książkach.
- Mój mały pracoholik. – dał mi klapsa – Ale możesz mi powiedzieć, jak to jest, ze Miguel się chyba zakochał. I jakim cudem go zauroczyłaś tak, że postanowił się w końcu z kimś związać na poważnie?
- Widzi jak dobrze nam ze sobą? Ja nic nie robiłam, jego nie podrywałam.
- Masz szczęście. – zaśmiał się – Ale miło kiedy widzę go w takim stanie. Teraz wiem jak ja się zachowywałem.
- Czyli jak? – zdziwiona poszłam do kuchni nalać sobie wody do szklanki
- No wiesz, nie pamięta o większości rzeczy i nic tylko mówi mi jaka to Elena jest świetna. Powiem ci, że sam chciałem ją poznać, a tutaj nie mogę. Miguel uparł się, że to jeszcze za wcześnie, że ją wystraszę. Myślisz, że się mści za to, że ciebie poznał dopiero po pół roku?
- Bo nie byliśmy razem, dlatego poznał mnie tak późno. A jeśli się naprawdę zakochał, to nie dziwne, że tak zwleka. Doskonale go rozumiem.
- Może Pedro coś z niego wyciągnie. – zatarł zadowolony dłonie na co przewróciłam oczami – Ale jakie masz na dzisiaj plany?
- A co proponujesz?
- Hmm w sumie to nie mam drugiego treningu, i większość zrobiłem w pracy, więc jestem cały twój, a raczej wasz. Pedro mnie pewnie dorwie.
- Może zamówimy pizzę i coś obejrzymy? Nie mam dzisiaj ochoty na nic więcej.
- Jeśli tak, to służę ramieniem. Możesz się dzisiaj wtulać we mnie tyle ile chcesz. – przyciągnął mnie do siebie sadzając sobie na kolanie – Nie przejmuj się dobrze? damy sobie ze wszystkim radę.
- A co jeśli?
- Nie ma jeśli. I nie marudź, bo załatwię ci dzień z twoją matką. – rzucił na co się cicho zaśmiałam – Tęskniłem za twoim śmiechem.
- Postaram się…

- Wiem. – dał mi całusa w policzek – W końcu ożeniłem się z silną kobietą. 

&&&
Haha myślałam, ze to już pora na 29 a tutaj jednak jeszcze 28, ale jeszcze dwa rozdziały i koniec :D 

3 komentarze:

  1. Strata dziecka to poważna sprawa, zwłaszcza jeśli ktoś bardzo go ppragnie. Mam nadzieję, ze Samdra i Adrian wkrótce się podniosą po tej tragedii. Takie sytuacje często się zdarzają, ale są teraz silniejsi po takiej dramatycznej sytuacji, więc mam nadzieję, że wrócą do porządku sprzed ciąży. Oby, bo żal patrzeć na ich cierpienie.
    Jej matka mnie wkurza. Córka straciła dziecko, więc zamiast ją wspierać jeszcze kopie leżącego. Po co? Czy przyniosło jej to satysfkację? Owszem, Sandra też nie zachowała się wobec niej dobrze, ale w końcu ma prawo. Znaczy, obie powinny zachować się w miarę dobrze, ale w obecnej sytuacji Sandra jest tą bardziej poszkodowaną, więc jej matka powinna nieco przystopować, zrozumieć ją.
    Mam nadzieję, że między nimi jakoś się ułoży, bo nie ma sensu wciąż rozdrapywać starych ran. Trzeba iść do przodu.

    Pozdrawiam! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeny, mam nadzieje, że Sandra da radę na następną ciąże. Wiadomo, starta dziecka, jeszcze nienarodzonego, bardzo boli. Sandra ma wsparcie i da radę! teraz może akurat bliźniaki! HAA!

    OdpowiedzUsuń
  3. Oby Sandrze i Adrianowi udało się pozbierać po tej stracie...

    OdpowiedzUsuń