Sobota, czyli jedyny dzień kiedy mogę się wyspać. I tego
było mi trzeba, ale niestety nie miałam takiej możliwości. Poczułam jak ktoś
mnie szturcha więc podniosłam głowę, i niestety był to mój synek. Od razu
rzucił, że Barry musi iść siusiu. Nie wiedziałam o co chodzi, ale zaraz pojawił
się obok niego pies. Westchnęłam, i byłam sama w łóżku. Czyli jednym słowem
Adrian zapomniał wyprowadzić psiaka i poszedł sobie na trening. Musiałam wstać,
czyli ubrałam się w pierwsze lepsze rzeczy. Szare spodnie, koszulkę i na to
zarzuciłam czarną kurtkę. Wrzuciłam wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy do
torebki i poszłam do pokoju małego, gdzie go ubrałam. Jak się okazało jadł już
śniadanie bo Adrian był na tyle miły. Więc złapałam go za dłoń i zapięłam
psiaka na smyczy. A zapowiadało się tak dobrze, chciałam się wyspać. A tutaj
muszę jeszcze wyprowadzać psa. Chciałam jak najszybciej wracać do domu, ale
Pedro się bawił w najlepsze. Dlatego kupiłam sobie coś w sklepie i marzyłam o
kawie. Do domu wróciliśmy dopiero po trzech godzinach, bo Pedro nie chciał iść,
zwłaszcza, że w jego ulubionym parku znalazło się kilku kolegów. Na szczęście
Adrian już był i jak tylko mnie zobaczył to podał kubek z kawą. A na stole
widziałam moje ulubione danie.
- Tak myślałem, że nic nie piłaś i nie jadłaś.
- Yhym. Zamierzałam się wyspać, a tutaj…
- Wiem o tym. Zaspałem i nie mogłem go wyprowadzić.
- A jutro jedziesz na mecz i znowu to spadnie na mnie.
- Chciałaś biegać. – wystawił mi język a ja zmroziłam go
wzrokiem – No ok, ale dzisiaj kolacja. Mam nadzieję, ze nie będziesz się
gniewać.
- Że co? Ciebie to już do końca pojebało? – mruknęłam – Nie
mam sił, i w ogóle. A ty mi tu gości sprowadzasz. Nawet nie wiem co ugotować.
- Na pewno coś dobrego wybierzesz. Potrafisz w końcu
wyczarować coś z niczego.
- Nie podlizuj się, specjalnie to zrobiłeś. Abym nie była
przygotowana na spotkanie z Anabel. Jak ja nie lubię kiedy tak robisz. –
warknęłam szukając co mamy w szafkach – Ty, zakupy. I nie ma zmiłuj się,
bierzesz ze sobą również syna.
- Tak jest. – zasalutował, więc dałam mu kartkę, gdzie
szybko zrobiłam listę zakupów
Nie powiem, ale we mnie aż wrzało. Musiałam na szybkiego
znaleźć czas i ochotę na wszystko. Kiedy Adrian pojechał z Pedro do sklepu, ja
wypuściłam psa do ogródka i szybko zajęłam się sprzątaniem. Przynajmniej dołu,
bo na pewno nie będę zapraszała gości na górę. Może i ta Anabel jest fajna, ale
na pewno do sypialni jej nie wpuszczę. Panowie wrócili z wszystkim, więc ja
zajęłam się gotowaniem. Adrian
udekorował stół, więc ja mogłam pójść się przebrać i zdążyłam w ostatnim
momencie, bo kiedy poprawiałam makijaż to do drzwi zapukali goście. Mojej
przyjaciółki nie było, bo nie mogła przyjść. Zeszłam na dół i widziałam wzrok
Adriana, nie wiedziałam o co mu chodzi. W końcu miałam na sobie białą krótką
spódnicę i na to szeroką bluzkę w paski. Przywitałam się i dostałam ładne
kwiaty.
- W sumie nie wiedzieliśmy jakie kwiaty ci kupić, bo twój
mąż nie wie jakie lubisz. – zauważyła Anabel
- To ja dobrze wiem. Zawsze dostaje to czego nie lubię.
- Nie marudź skarbie. I wino, widzisz twoje ulubione. – zaśmiał się Adrian trzymając w dłoni
prezent od Jose.
- A Pedro?
- Śpi. Więc dorośli mogą zjeść w spokoju kolację. – zauważył
Adrian – Moja żona gotowała, więc na pewno będzie smaczne.
Poszliśmy do jadalni, gdzie już wszystko stało, i zajęliśmy
swoje miejsca. Adrian oczywiście polał nam wino, ale ja podziękowałam. Jakoś
nie miałam ochoty pić, więc zajęłam się jedzeniem. Musiałam przyznać, że Anabel
na żywo wyglądała lepiej. No i nie urodziła dziecka. I niestety była
sympatyczna. Chociaż czasem czułam się jak piąte koło u wozu. Nie wiedziałam
dużo na temat piłki, a cała twójka tym żyła, więc mieli ze sobą dużo tematów do
rozmów. Dłubałam dalej w talerzu, delektując się sałatką kiedy zobaczyłam Pedro
z misiem w ręce.
- Skarbie, nie powinieneś spać?
- Nie mogę… - powiedział smutno i do mnie podszedł wdrapując
się na kolana
- Co tym razem? Znowu koszmar? – a on szepnął, że potwór
- Ahh wykapany Adrian.
- No ba. – zaśmiał się mój mąż – Chodź, sprawdzę czy potwór
już poszedł.
- Nie. – przytulił się mocno do mnie
- W takim razie zaraz wracam. – zaśmiałam się biorąc małego
na ręce – Pomachasz naszym gościom?
Pedro pomachał reszcie i poszłam z nim na górę. Najpierw
poprawiłam pościel i mały wskoczył do środka. Przykryłam go jeszcze i
sprawdziłam szafę i łóżko. Od razu powiedziałam, ze nie było potworów i może
spać spokojnie. Poczytałam mu jeszcze bajkę i dałam buziaka w czoło, kiedy
zasnął. Cicho wyszłam z pokoju i zeszłam na dół.
- Przepraszam, ale nie chciał zasnąć.
- Nic nie szkodzi. Pamiętam, że sam miałem problem z
potworami aż do przedszkola. – zaśmiał się Jose
- Już dobrze? – zapytał Adrian na co pokiwałam głową –
Właśnie opowiadałem jak to przyszłaś pierwszy raz na mój mecz.
- To jak kibicowałam przeciwnikom? – a oni się zaśmiali –
Nie jest to tajemnicą, że piłka to nie mój konik. Mam inne zainteresowania, niż
praca męża.
- No tak, ale musimy już iść. Jutro czeka nas podróż. Mam
nadzieję, ze jesteś przygotowany.
- Tak, tak. Pogadamy w samolocie.
- Jasne, miło było cię poznać. – uśmiechnęła się do mnie co
odwzajemniłam
Adrian odprowadził ich do auta, i zamknął za nimi bramę, a
ja sama zajęłam się sprzątaniem, zaniosłam wszystko do kuchni i kiedy wkładałam
do lodówki pozostałości po kolacji, to poczułam czyjeś dłonie na brzuchu.
- Byłaś miła. To słodkie.
- Umiem być miła. Nie wierzyłeś mi? Albo może mnie nie
znasz.
- Znam. – dał mi buziaka w policzek – Wiem, ze lubisz to
wino. Ale nie chciałaś pić. I ostatnio czarne ciuchy.
- To dlatego, ale nie podoba ci się moja spódnica? –
odwróciłam się do niego przodem opierając się o lodówkę
- Jest krótka. Ale po co ta szeroka bluzka?
- Aby dół lepiej wyglądał. I nigdy nie zwracałeś uwagi na to
co noszę, co się stało? Zacząłeś odkrywać nowe trendy, czy też może zaczęły ci
się podobać dziewczyny, które w jakiś charakterystyczny sposób się ubierają.
- No dobrze kapituluję. – zaśmiał się – Ale pod spodem masz
coś obcisłego?
- Mogłeś od razu mi powiedzieć, co zamierzasz.
- Jutro jadę na dwa dni na mecz. Wrócę dopiero późno w nocy.
A ty jedziesz do Sevilli za trzy dni.
- Pamiętasz nasze wakacje w Sevilli? Weekend?
- Byliśmy tam? – zdziwił się, a ja tylko westchnęłam – Nie
jestem dobrym mężem co?
- Oprócz tego, że nie pamiętasz gdzie razem byliśmy, do tego
nie wiesz co lubię. To tak, jesteś okropnym mężem.
- Jak mogę ci to wynagrodzić?
- Możesz zacząć przynosić mi moje ulubione przysmaki,
kwiaty. Napisać ci listę? – a on pokiwał głową jak żołnierzyk – Hmm lubię
prezenty. – wtuliłam się w niego zadzierając głowę do góry
- Dla pani wszystko. – dał mi całusa w nos – Ale polubiłaś
Anabel i Jose?
- Jest miła, tak samo jak on. Nie chciałam jej polubić, ale…
nie dziwne, że dobrze ci się z nią pracuje.
- Cieszę się. – uśmiechnął się na co westchnęłam – No, ale
jutro jadę, więc może położymy się do łóżka?
- Mogę się położyć, ale jutro posprzątasz. – a on rozejrzał
się po kuchni i jęknął – Nie ma zmiłuj się. Ja gotowałam.
- No dobrze. – dał mi buziaka w policzek i pociągnął na górę
Wykończona padłam dosyć szybko. Na dodatek rano nie musiałam
wstawać i wyprowadzać psa, bo zrobił to Adrian, wraz z Pedro. Pograli trochę w
ogrodzie, a ja przygotowałam obiad, który Adrian zjadł dosyć szybko, aby zdążyć
na samolot. Na dodatek Pedro mocno przytulił tatusia na pożegnanie, i nie
wiedziałam o co chodzi, tak samo jak on. Ale zostałam sama z moim synkiem. Jako,
że miałam lenia to zrobiłam same słodkie przysmaki i rozłożyliśmy się pod
kocem, oglądając bajki. Ale i tak musiałam iść wieczorem z psem, Pedro nie dał
się przekonać, aby mógł dalej biegać po ogrodzie. Argument, że piesek musi
zawsze iść na spacer w tym wieku nie mógł być przegłosowany. Więc chcąc, nie
chcąc ubrałam się w cos cieplejszego i ruszyliśmy na spacer. Pedro trzymał
smycz i zadowolony szedł obok mojej nogi.
- Mamusiu… a mogę jutro obejrzeć mecz?
- Oj, kochanie ale to późno. Będziesz jutro spać.
- Proszę. – zrobił słodkie oczka na co się zaśmiałam
- Jeśli dotrwasz do dziesiątej to dobrze. Wracamy do domu?
Czeka cię kąpiel i może poczytamy coś?
Pedro zadowolony pokiwał głową, więc zawróciliśmy do domu i
nasypałam karmy dla psiaka, i poszłam na górę z Pedro, gdzie go wykąpałam.
Bawiliśmy się jak zawsze bardzo dobrze. W dodatku nie pozwolił się położyć w
swoim łóżku, tylko ze mną chciał spać. Nie mogłam odmówić, kiedy patrzyły na
mnie takie słodkie oczka. Położył się na poduszce Adriana i zaraz widziałam jak
ją zmieniał na moją, więc zdziwiona spojrzałam kładąc się obok.
- Za dużo zapachów. – uśmiechnął się, więc zaczęłam się
śmiać bo sama ostatnio mówiłam o tym, ale otworzyłam książkę – Mamusiu…
dlaczego tatuś?
- Słucham? – zdziwiona na niego spojrzałam – Chodzi ci o to,
dlaczego jestem z twoim tatusiem? – a on pokiwał energicznie główką – Poznałam
go przypadkiem, pewnego dnia po prostu go spotkałam. I tak zostało. –
pogłaskałam go po główce – I pojawiłeś się ty, nasz promyczek. – a on się we
mnie wtulił – Boisz się jechać do wujka?
- Troszkę.
- Nie musisz się martwić. Jedziemy tam tylko na kilka dni,
będę cały czas z tobą, a kiedy ja będę w pracy to ciocia Belen będzie z tobą
spędzać czas. I wrócimy do domu. Do tatusia. I będzie mecz tutaj, więc może się
wybierzemy? – i dostałam szeroki uśmiech – A teraz czas spać, jutro jedziesz ze
mną. Podrzucę cię do babci i odbiorę popołudniu.
- Będę tęsknić.
- Ja też, i to bardzo. – przytuliłam go do siebie, dając
buziaka w czoło – A teraz idziemy spać. Widzisz, ze Barry już śpi. Ty też
powinieneś.
- Dobranoc. – dał mi całusa i ułożył się wygodnie na
poduszce tuląc do siebie misia, więc sama głaskałam go po głowie czekając, aż
zaśnie
^^^
a więc dodaje nowy rozdział i uciekam pisać dalej nowe opowiadanie, a raczej je kończyć. A od jutra powrót do pracy, ale tylko jeszcze 20 dni i mnie nie ma:D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz