niedziela, 11 maja 2014

21

Sobota, czyli jedyny dzień kiedy mogę się wyspać. I tego było mi trzeba, ale niestety nie miałam takiej możliwości. Poczułam jak ktoś mnie szturcha więc podniosłam głowę, i niestety był to mój synek. Od razu rzucił, że Barry musi iść siusiu. Nie wiedziałam o co chodzi, ale zaraz pojawił się obok niego pies. Westchnęłam, i byłam sama w łóżku. Czyli jednym słowem Adrian zapomniał wyprowadzić psiaka i poszedł sobie na trening. Musiałam wstać, czyli ubrałam się w pierwsze lepsze rzeczy. Szare spodnie, koszulkę i na to zarzuciłam czarną kurtkę. Wrzuciłam wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy do torebki i poszłam do pokoju małego, gdzie go ubrałam. Jak się okazało jadł już śniadanie bo Adrian był na tyle miły. Więc złapałam go za dłoń i zapięłam psiaka na smyczy. A zapowiadało się tak dobrze, chciałam się wyspać. A tutaj muszę jeszcze wyprowadzać psa. Chciałam jak najszybciej wracać do domu, ale Pedro się bawił w najlepsze. Dlatego kupiłam sobie coś w sklepie i marzyłam o kawie. Do domu wróciliśmy dopiero po trzech godzinach, bo Pedro nie chciał iść, zwłaszcza, że w jego ulubionym parku znalazło się kilku kolegów. Na szczęście Adrian już był i jak tylko mnie zobaczył to podał kubek z kawą. A na stole widziałam moje ulubione danie.

- Tak myślałem, że nic nie piłaś i nie jadłaś.
- Yhym. Zamierzałam się wyspać, a tutaj…
- Wiem o tym. Zaspałem i nie mogłem go wyprowadzić.
- A jutro jedziesz na mecz i znowu to spadnie na mnie.
- Chciałaś biegać. – wystawił mi język a ja zmroziłam go wzrokiem – No ok, ale dzisiaj kolacja. Mam nadzieję, ze nie będziesz się gniewać.
- Że co? Ciebie to już do końca pojebało? – mruknęłam – Nie mam sił, i w ogóle. A ty mi tu gości sprowadzasz. Nawet nie wiem co ugotować.
- Na pewno coś dobrego wybierzesz. Potrafisz w końcu wyczarować coś z niczego.
- Nie podlizuj się, specjalnie to zrobiłeś. Abym nie była przygotowana na spotkanie z Anabel. Jak ja nie lubię kiedy tak robisz. – warknęłam szukając co mamy w szafkach – Ty, zakupy. I nie ma zmiłuj się, bierzesz ze sobą również syna.
- Tak jest. – zasalutował, więc dałam mu kartkę, gdzie szybko zrobiłam listę zakupów

Nie powiem, ale we mnie aż wrzało. Musiałam na szybkiego znaleźć czas i ochotę na wszystko. Kiedy Adrian pojechał z Pedro do sklepu, ja wypuściłam psa do ogródka i szybko zajęłam się sprzątaniem. Przynajmniej dołu, bo na pewno nie będę zapraszała gości na górę. Może i ta Anabel jest fajna, ale na pewno do sypialni jej nie wpuszczę. Panowie wrócili z wszystkim, więc ja zajęłam się  gotowaniem. Adrian udekorował stół, więc ja mogłam pójść się przebrać i zdążyłam w ostatnim momencie, bo kiedy poprawiałam makijaż to do drzwi zapukali goście. Mojej przyjaciółki nie było, bo nie mogła przyjść. Zeszłam na dół i widziałam wzrok Adriana, nie wiedziałam o co mu chodzi. W końcu miałam na sobie białą krótką spódnicę i na to szeroką bluzkę w paski. Przywitałam się i dostałam ładne kwiaty.

- W sumie nie wiedzieliśmy jakie kwiaty ci kupić, bo twój mąż nie wie jakie lubisz. – zauważyła Anabel
- To ja dobrze wiem. Zawsze dostaje to czego nie lubię.
- Nie marudź skarbie. I wino, widzisz twoje ulubione.  – zaśmiał się Adrian trzymając w dłoni prezent od Jose.
- A Pedro?
- Śpi. Więc dorośli mogą zjeść w spokoju kolację. – zauważył Adrian – Moja żona gotowała, więc na pewno będzie smaczne.

Poszliśmy do jadalni, gdzie już wszystko stało, i zajęliśmy swoje miejsca. Adrian oczywiście polał nam wino, ale ja podziękowałam. Jakoś nie miałam ochoty pić, więc zajęłam się jedzeniem. Musiałam przyznać, że Anabel na żywo wyglądała lepiej. No i nie urodziła dziecka. I niestety była sympatyczna. Chociaż czasem czułam się jak piąte koło u wozu. Nie wiedziałam dużo na temat piłki, a cała twójka tym żyła, więc mieli ze sobą dużo tematów do rozmów. Dłubałam dalej w talerzu, delektując się sałatką kiedy zobaczyłam Pedro z misiem w ręce.

- Skarbie, nie powinieneś spać?
- Nie mogę… - powiedział smutno i do mnie podszedł wdrapując się na kolana
- Co tym razem? Znowu koszmar? – a on szepnął, że potwór
- Ahh wykapany Adrian.
- No ba. – zaśmiał się mój mąż – Chodź, sprawdzę czy potwór już poszedł.
- Nie. – przytulił się mocno do mnie
- W takim razie zaraz wracam. – zaśmiałam się biorąc małego na ręce – Pomachasz naszym gościom?

Pedro pomachał reszcie i poszłam z nim na górę. Najpierw poprawiłam pościel i mały wskoczył do środka. Przykryłam go jeszcze i sprawdziłam szafę i łóżko. Od razu powiedziałam, ze nie było potworów i może spać spokojnie. Poczytałam mu jeszcze bajkę i dałam buziaka w czoło, kiedy zasnął. Cicho wyszłam z pokoju i zeszłam na dół.

- Przepraszam, ale nie chciał zasnąć.
- Nic nie szkodzi. Pamiętam, że sam miałem problem z potworami aż do przedszkola. – zaśmiał się Jose
- Już dobrze? – zapytał Adrian na co pokiwałam głową – Właśnie opowiadałem jak to przyszłaś pierwszy raz na mój mecz.
- To jak kibicowałam przeciwnikom? – a oni się zaśmiali – Nie jest to tajemnicą, że piłka to nie mój konik. Mam inne zainteresowania, niż praca męża.
- No tak, ale musimy już iść. Jutro czeka nas podróż. Mam nadzieję, ze jesteś przygotowany.
- Tak, tak. Pogadamy w samolocie.
- Jasne, miło było cię poznać. – uśmiechnęła się do mnie co odwzajemniłam

Adrian odprowadził ich do auta, i zamknął za nimi bramę, a ja sama zajęłam się sprzątaniem, zaniosłam wszystko do kuchni i kiedy wkładałam do lodówki pozostałości po kolacji, to poczułam czyjeś dłonie na brzuchu.

- Byłaś miła. To słodkie.
- Umiem być miła. Nie wierzyłeś mi? Albo może mnie nie znasz.
- Znam. – dał mi buziaka w policzek – Wiem, ze lubisz to wino. Ale nie chciałaś pić. I ostatnio czarne ciuchy.
- To dlatego, ale nie podoba ci się moja spódnica? – odwróciłam się do niego przodem opierając się o lodówkę
- Jest krótka. Ale po co ta szeroka bluzka?
- Aby dół lepiej wyglądał. I nigdy nie zwracałeś uwagi na to co noszę, co się stało? Zacząłeś odkrywać nowe trendy, czy też może zaczęły ci się podobać dziewczyny, które w jakiś charakterystyczny sposób się ubierają.
- No dobrze kapituluję. – zaśmiał się – Ale pod spodem masz coś obcisłego?
- Mogłeś od razu mi powiedzieć, co zamierzasz.
- Jutro jadę na dwa dni na mecz. Wrócę dopiero późno w nocy. A ty jedziesz do Sevilli za trzy dni.
- Pamiętasz nasze wakacje w Sevilli? Weekend?
- Byliśmy tam? – zdziwił się, a ja tylko westchnęłam – Nie jestem dobrym mężem co?
- Oprócz tego, że nie pamiętasz gdzie razem byliśmy, do tego nie wiesz co lubię. To tak, jesteś okropnym mężem.
- Jak mogę ci to wynagrodzić?
- Możesz zacząć przynosić mi moje ulubione przysmaki, kwiaty. Napisać ci listę? – a on pokiwał głową jak żołnierzyk – Hmm lubię prezenty. – wtuliłam się w niego zadzierając głowę do góry
- Dla pani wszystko. – dał mi całusa w nos – Ale polubiłaś Anabel i Jose?
- Jest miła, tak samo jak on. Nie chciałam jej polubić, ale… nie dziwne, że dobrze ci się z nią pracuje.
- Cieszę się. – uśmiechnął się na co westchnęłam – No, ale jutro jadę, więc może położymy się do łóżka?
- Mogę się położyć, ale jutro posprzątasz. – a on rozejrzał się po kuchni i jęknął – Nie ma zmiłuj się. Ja gotowałam.
- No dobrze. – dał mi buziaka w policzek i pociągnął na górę

Wykończona padłam dosyć szybko. Na dodatek rano nie musiałam wstawać i wyprowadzać psa, bo zrobił to Adrian, wraz z Pedro. Pograli trochę w ogrodzie, a ja przygotowałam obiad, który Adrian zjadł dosyć szybko, aby zdążyć na samolot. Na dodatek Pedro mocno przytulił tatusia na pożegnanie, i nie wiedziałam o co chodzi, tak samo jak on. Ale zostałam sama z moim synkiem. Jako, że miałam lenia to zrobiłam same słodkie przysmaki i rozłożyliśmy się pod kocem, oglądając bajki. Ale i tak musiałam iść wieczorem z psem, Pedro nie dał się przekonać, aby mógł dalej biegać po ogrodzie. Argument, że piesek musi zawsze iść na spacer w tym wieku nie mógł być przegłosowany. Więc chcąc, nie chcąc ubrałam się w cos cieplejszego i ruszyliśmy na spacer. Pedro trzymał smycz i zadowolony szedł obok mojej nogi.

- Mamusiu… a mogę jutro obejrzeć mecz?
- Oj, kochanie ale to późno. Będziesz jutro spać.
- Proszę. – zrobił słodkie oczka na co się zaśmiałam
- Jeśli dotrwasz do dziesiątej to dobrze. Wracamy do domu? Czeka cię kąpiel i może poczytamy coś?

Pedro zadowolony pokiwał głową, więc zawróciliśmy do domu i nasypałam karmy dla psiaka, i poszłam na górę z Pedro, gdzie go wykąpałam. Bawiliśmy się jak zawsze bardzo dobrze. W dodatku nie pozwolił się położyć w swoim łóżku, tylko ze mną chciał spać. Nie mogłam odmówić, kiedy patrzyły na mnie takie słodkie oczka. Położył się na poduszce Adriana i zaraz widziałam jak ją zmieniał na moją, więc zdziwiona spojrzałam kładąc się obok.

- Za dużo zapachów. – uśmiechnął się, więc zaczęłam się śmiać bo sama ostatnio mówiłam o tym, ale otworzyłam książkę – Mamusiu… dlaczego tatuś?
- Słucham? – zdziwiona na niego spojrzałam – Chodzi ci o to, dlaczego jestem z twoim tatusiem? – a on pokiwał energicznie główką – Poznałam go przypadkiem, pewnego dnia po prostu go spotkałam. I tak zostało. – pogłaskałam go po główce – I pojawiłeś się ty, nasz promyczek. – a on się we mnie wtulił – Boisz się jechać do wujka?
- Troszkę.
- Nie musisz się martwić. Jedziemy tam tylko na kilka dni, będę cały czas z tobą, a kiedy ja będę w pracy to ciocia Belen będzie z tobą spędzać czas. I wrócimy do domu. Do tatusia. I będzie mecz tutaj, więc może się wybierzemy? – i dostałam szeroki uśmiech – A teraz czas spać, jutro jedziesz ze mną. Podrzucę cię do babci i odbiorę popołudniu.
- Będę tęsknić.
- Ja też, i to bardzo. – przytuliłam go do siebie, dając buziaka w czoło – A teraz idziemy spać. Widzisz, ze Barry już śpi. Ty też powinieneś.

- Dobranoc. – dał mi całusa i ułożył się wygodnie na poduszce tuląc do siebie misia, więc sama głaskałam go po głowie czekając, aż zaśnie 

^^^
a więc dodaje nowy rozdział i uciekam pisać dalej nowe opowiadanie, a raczej je kończyć. A od jutra powrót do pracy, ale tylko jeszcze 20 dni i mnie nie ma:D 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz