sobota, 15 marca 2014

14

Musiałem wyjść z domu. Już nie byłem w stanie w nim wysiedzieć, a korzystając z okazji, że była sobota i moja żona miała wolne, po prostu się z nią pożegnałem i wyszedłem. Na dodatek nie byłem w stanie patrzeć jej w oczy. Krążyłem po mieście, aż podjechałem pod mój rodzinny dom, miałem nadzieję, że mój ojciec jest w domu i będę mógł z nim porozmawiać. Oczywiście najpierw dorwała mnie mama i wypytywała co słychać i takie tam, aż w końcu mogłem jej uciec i poszedłem do ogródka, gdzie mój tato pracował nad taktyką. Podszedłem do stołu i tylko westchnąłem siadając naprzeciwko niego. Od razu na mnie spojrzał, i odłożył papiery.

- Aż tak źle jest?
- Spieprzyłem całe swoje życie.
- Ty? – zdziwił się i to bardzo – Coś nie tak między wami?
- Jesteśmy bankrutami. – przetarłem zmęczone oczy – Powiedziałem Sandrze, że mam oszczędności jeszcze na kilka miesięcy, ale to nie jest prawda. Za dwa miesiące będziemy musieli wziąć kredyt, aby spłacić rachunki za wszystko. Nawet nikt nie chce kupić mojego auta, wśród znajomych bo mają swoje, lepsze. A Sandra i tak już ciężko pracuje na to, aby utrzymać rodzinę. Schrzaniłem tato… wszystko.
- Adrian na pewno nie wszystko. I nie zostaniecie na lodzie, my wam zawsze pomożemy.
- Właśnie… nie chce tego. Powinienem sam zarobić na swoją rodzinę. A teraz… jak to wygląda? Utrzymuje mnie żona, a ja niańczę dziecko. Na dodatek nie pozwalam spełnić mojej żonie, kobiecie którą kocham marzenia o drugim dziecku. Wiem, ze Sandra by chciała już, ale jak można mieć drugie dziecko kiedy nie ma się pieniędzy aby wyżywić jedno? – poczułem łzy w oczach więc je tylko przetarłem
- Nie możesz w tym momencie się załamać. Adrian nie tak postępują mężczyźni o nazwisku Gonzalez. – warknął – Musisz się wziąć w garść. Matka zawsze ci mówiła o studiach, wiem o tym. A ja zawsze powtarzałem że masz czas. Że to piłka się liczy. Wiem jak to jest, straciłeś coś co najbardziej kochałeś. Znam to uczucie, kiedy jesteś na boisku i zdobywasz gole.
- Gdybym wtedy nie pobiegł po tą piłkę… - spojrzałem na niego zrezygnowany
- Gdybanie w niczym ci nie pomoże. Nic się nie dzieje bez przypadku, zaufaj mi. Powinieneś się cieszyć, że chodzisz.
- I co z tego jak się do niczego nie nadaję?
- To weź się w garść i wróć do piłki.
- Nie wiem czy jestem gotów. Nie oglądałem jej od pół roku. A obiecałem Sandrze, ze wrócę dopiero wtedy kiedy będę pewny.
- Wiem o tym. Dużo z nią rozmawiam o tobie. – westchnął
- Zawsze ją lubiłeś. Od pierwszego razu jak ją poznałeś.
- Owszem bo takiej kobiety nie znajdziesz po raz drugi. – uśmiechnął się – To nie nam, ale dzięki niej stanąłeś na nogi. I kto by pomyślał, ze w takiej drobnej kobiecie jest tyle siły. Aby wychować dziecko i zaopiekować się mężem.
- Do tej pory nie pamiętam co się działo. Nawet kiedy miałem koszmary to miałem pustkę. Pamiętam dopiero moment jak się obudziłem po operacji. Tylko ona była przy mnie.
- I to ona pierwsza się znalazła w szpitalu. I jako jedyna była w stanie ci wszystko powiedzieć. Ani ja, ani matka nie mogliśmy.
- Rozumiem… a teraz jestem tutaj, bo nie mogę siedzieć w domu i patrzeć Sandrze w oczy, wiedząc, że ją okłamałem.
- Dlatego powinieneś wrócić do domu i jej powiedzieć prawdę. Uwierz mi, że ona więcej rozumie niż ci się wydaje. Na dodatek mogę pomóc chyba… tyle tylko, że to wiążę się z piłką nożną. – więc zdziwiony na niego spojrzałem – Musisz obejrzeć jeden mecz, i wtedy daj mi znać czy byłbyś w stanie wrócić na boisko.
- A jeśli nie?
- Wtedy znajdziemy coś innego. Nie zostaniecie sami, my wam pomożemy. Jak nie finansowo to szepniemy słówko i ktoś na pewno cię przyjmie do pracy.
- Dziękuje…
- Nie masz za co dziękować. Jesteś moim jedynym dzieckiem, sam dobrze wiesz że dla własnego potomstwa zrobi się wszystko. A teraz uciekaj do domu i nie okłamuj Sandry, nie zasługuje na to.

&&&

Pedro spał, więc korzystając z chwili mogłam usiąść w gabinecie i poczytać książkę, którą podesłał mi Marcos. Wiem, wiem powinnam skupić się na dwóch innych, które były ważniejsze. Ale od kiedy otworzyłam tą, to nie mogłam skończyć jej czytać. Była naprawdę świetna, i już wiedziałam, że chcę ją wydać. Ale potrzebowałam pozwolenia. Nie tylko Marcosa, ale również mojego teścia. Usłyszałam jak ktoś podjeżdża pod nasz dom, więc wyjrzałam przez okno i zobaczyłam, że to Adrian. Dlatego wzięłam książkę ze sobą i zeszłam na dół. Od razu na jego widok się uśmiechnęłam, ale on natomiast się przestraszył.

- Coś się stało? Dlaczego płaczesz?
- Ahh to. – zaśmiałam się – To przez książkę. Już dawno się tak nie wzruszyłam.
- Rozumiem i chyba to dobrze? – na co pokiwałam głową, że tak – Musimy porozmawiać. I lepiej będzie jak usiądziemy. – od razu się przestraszyłam, ale nie pokazałam tego po sobie tylko poszłam do salonu gdzie usiadłam na kanapie – Okłamałem cię.
- Mnie? W jakiej sprawie?
- Nie mamy aż tylu pieniędzy. Nie byłem w stanie ci powiedzieć, że za niedługo będziemy musieli naprawdę się ograniczać. Przeze mnie… bo gdy miałaś okazję awansu i podwyżki, tak cię nakręciłem że z niego zrezygnowałaś.
- Jak długo? – westchnęłam
- Dwa miesiące. Zapłacę rachunki i koniec z tym co zaoszczędziłem. Na dodatek mojego auta nikt nie chce kupić. – rzuciłem zły
- No to trzeba będzie zacisnąć pasa, i wezmę dodatkowe zlecenia. – wzruszyłam ramionami – A i tak na ślub mojej matki nie zamierzam się wybierać, więc nie będzie dodatkowego wydatku.
- Sandra, ona chce abyś była jej świadkiem. Nie możesz jej tego zrobić, to w końcu jej dzień.
- Rozmawiamy o nas, nie o niej. – mruknęłam
- Nie skarbie. Rozmawiamy poważnie o tym co się dzieje w naszym życiu. Mamy problemy finansowe, szykuje się ślub twojej mamy, a nawiasem mówiąc mojej teściowej. I na dodatek nie odbierasz telefonu od swojego ojca. No i nie wspomnę, że w nasze życie wkradł się mój kochany kuzyn, wnioskując że dalej trzymasz książkę autorstwa mojego wujka.
- Nie za dużo? – jęknęłam
- Nie, musimy ze sobą rozmawiać. Co do naszego portfela, to może sprzedamy Pedro?
- Nie żartuj w tym momencie. – od razu go przywróciłam do pionu – Już mówiłam, wezmę dodatkowe zlecenia. Jakoś z tym sobie poradzimy.
- No ok, zresztą… ojciec powiedział, że ma coś dla mnie. Ale… musiałbym obejrzeć mecz i dać mu znać czy dam radę.
- Mam to zrobić z tobą? – a on od razu pokiwał głową, że tak – Nie ma problemu. Zresztą Pedro będzie zadowolony, tak dawno tego nie robił. I nie z tobą. – pogłaskałam go po policzku
- Dobrze i dziękuje. A teraz odnośnie twoich rodziców. To odbierz telefon od swojego ojca, nie dzwoni on do ciebie zbyt często więc może coś jest na rzeczy. I twoja matka, ok jest dziwna i w ogóle kiepska z niej matka. Ale bierze ślub i jest szczęśliwa. Poprosiła swoją jedyną córkę o to, aby była jej świadkową. Może warto dać jej szansę? Nawet jeśli miałbym iść ukraść dla ciebie sukienkę.
- No dobrze. – westchnęłam – Ale ja pójdę na ślub jako świadkowa, a ty napiszesz do swojego kuzyna i go zaprosisz do nas na weekend. W dodatku przeczytasz tę o to książkę.
- Jesteś wredną małpą!
- Wiedziałeś co brałeś. – wystawiłam mu język
- Ostatnio dowiaduję się o tobie coś nowego, więc nie do końca wiem czy wiedziałem co brałem. – odgryzł mi się
- Ale za to ja od razu wiedziałam na co się porywam. Od momentu jak mi się żaliłeś i płakałeś na ramieniu. Naprawdę w tym związku to ty jesteś babą.
- Igrasz z losem. – pokiwał mi palcem – Z tego co wiem to ty masz cycki i macicę. – rzucił a ja zaczęłam się tak śmiać, że aż położyłam na kanapie – Przesadziłem?
- Tak trochę głuptasku. – dalej się śmiałam – Ale i tak napiszesz do Marcosa. Mu naprawdę na tym zależy, tak samo jak mi. Ta książka jest jedną z tych niewielu, które mnie poruszyły i chcę ją wydać. Ale potrzebuje do tego pozwolenia twojej rodziny i samego Marcosa.
- To co w niej jest?
- Poczytaj a sam się dowiesz. Myślę, że da ci ona dużo odpowiedzi. I może przestaniesz być tym typowym samcem. Bo tak jesteś mężczyzną. Bez macicy. – zaśmiałam się tak samo jak on – Jednak co do niej, to na jakiś czas zostanie zamrożona. Więc musisz zrobić dodatkowy wydatek i kupić gumki.
- Znowu do nich wracamy? – jęknął – Już zapomniałem jak to jest z nimi. Nie używaliśmy gumki od zajścia w ciążę z Pedro.
- I sam dobrze wiesz, że to wystarczyło. Że raz nie miałeś gumki i wpadliśmy. Od tamtej pory tylko ja się zabezpieczam, ale teraz musimy podwoić ochronę. Bo jak już wspomniałeś, nie stać nas na drugie dziecko.
- Może moje plemniki nie są już takie sprawne? W końcu mam już prawie trzydziestkę na karku.
- Gumka albo koniec z seksem. – rzuciłam przewracając oczami
- Jesteś naprawdę wredna. – rzucił a ja tylko poszłam do kuchni na co przyszedł za mną – I nie ja muszę ci mówić, że ostatnim razem kiedy robiliśmy to z gumką to nawet nie doszłaś.
- Nie zachowuj się jak dziecko, proszę cię. To tylko na jakiś czas, nie na wieczność. – westchnęłam – A twoje plemniki na pewno są sprawne. Więc nie marudź. No i uciekaj czytać książkę, bo dzisiaj oglądamy wieczorem mecz. A muszę jeszcze popracować. Mam do przeczytania jeszcze dwie inne.
- A Pedro śpi?
- Tak, dopiero co zasnął więc pewnie jeszcze pośpi godzinę. Masz czas, a później się nim zajmiesz i przygotujecie wszystko na mecz. – dałam mu całusa idąc na górę z piciem
Z drugą książką wcale nie szło mi tak szybko, zwłaszcza że musiałam się skupić na tym maksymalnie i jeszcze dopisać ostatnie komentarze. A w dodatku słyszałam na dole śmiechy, więc pewnie Pedro się obudził i Adrian pozwolił obejrzeć mu bajkę. Spojrzałam na zegarek i z tego co pamiętałam to miał się za dwadzieścia minut odbyć mecz, więc zamknęłam gabinet i zeszłam na dół. Od razu się uśmiechnęłam kiedy zobaczyłam Adriana, który czytał książkę, a Pedro leżał z stopkami na kolanach ojca. Podeszłam do nich i go połaskotałam na co się zaśmiał kopiąc.
- Ej, ej. Tutaj znajdują się drogocenne klejnoty. – zauważył Adrian na co się zaczęłam śmiać
- Chodź Pedro, pomożesz mi przygotować wszystko na mecz.
- Mec? Jaki?
- Aaa tatuś ci nie powiedział? Dzisiaj oglądamy mecz, wszyscy razem. – uśmiechnęłam się do niego i od razu wskoczył mi na ręce wiec go wzięłam ze sobą do kuchni


Przygotowałam przekąski i picie, a Pedro zaniósł miskę popcornu. Usiadłam wygodnie na kanapie, obok Adriana, ale i tak nasz synek wbił się w sam środek. Naprawdę było miło patrzeć na tą dwójkę, zwłaszcza że Adrian tłumaczył wszystko małemu. Tak, aby zrozumiał i widziałam, że w tym czuję się dobrze. W sumie to nawet chyba nie wiedział do końca, ze ogląda ten mecz ze spokojem. A Pedro uważnie go słucha, tak jakby to właśnie on miał zaraz wejść na boisko. Sama korzystając z chwili, że mną się nikt nie interesuje złapałam za swój telefon i napisałam wiadomość do teścia, że chyba kryzys został zażegnany. Ale i tak decyzja należy do Adriana. 

&&&
Krótki, ale co tam. Castilla wygrała i nie ma powodu do smutku. I zostawiam was z 14, jutro zapraszam na coś "prywatnego". www.quemepongohoy.bellezaestilo.com --> mój nowy projekt. Tak o jakbyście nie wiedziały w co się ubrać danego dnia. (reklama nie zaszkodzi:P) i z zdjęciem, który zdecydowanie poprawił mi środę :D

Pan Bueno y pan Gonzalez <3 

1 komentarz:

  1. Ojej, jakie słodziki na końcu, mniaaam. ;>
    Dobra, nadal sądzę, że Adrian to taka dupa wołowa do kwadratu jeszcze. :D Mógłby się naprawdę postarać, a nie do tatusia poleciał, jaka cipka. XD

    OdpowiedzUsuń