niedziela, 19 stycznia 2014

6

Siedziałam nad nowa książką i nie mogłam się kompletnie skupić. W głowie panował wielki mętlik, a na dodatek co chwilę ktoś do mnie wpadał aby się o coś zapytać. Dlatego marzyłam jedynie o tym, aby wyjść i nie wrócić. Na dodatek miałam w końcu chwilkę wolnego i dlatego chciałam w końcu zabrać się za książkę, kiedy usłyszałam swój telefon. Westchnęłam i odnalazłam go pod stertą papierów od razu odbierając.

- Sandra Vazquez.
- Hej, mam nadzieję, że nie przeszkadzam. – usłyszałam – Marcus z tej strony.
- Nie, nie. Po prostu nie patrzyłam kto to. – uśmiechnęłam się do samej siebie – Co słychać?
- Powiem prawdę, nic. Nie znam Madrytu, w dodatku nie skłamię jak przyznam się bez bicia, że mam dość siedzenia w domu z ciotką. Zamęczy mnie kobieta jak nic.
- Zaczyna przesadzać, czas najwyższy emigrować.
- Dokładnie i dlatego pomyślałem, że zadzwonię do ciebie. Chociaż oczywiście już dostałem informację, że mogę umówić się z kuzynem. Ale dobrze wiem, że za mną nie przepada. I mam nadzieję, że nie miałaś jakiś nieprzyjemności z mojego powodu, a raczej z takiego, że ze sobą rozmawialiśmy?
- Nic co by zmieniło. – westchnęłam – Ale w takim razie chętnie wyjdę z pracy wcześniej na kawkę.
- Pracujesz? I nic nie mówisz? Przecież pewnie ci przeszkadzam.
- Tak, ale nie martw się. Więc o której możesz być gotowy? – zauważyłam zaczynając wszystko zbierać – Ja mam w sumie czas do szóstej, później muszę zmienić opiekunkę. Bo wątpię, żeby Adrian posiedział z małym.
- Jeśli chcesz to możemy wziąć małego. Nie będzie nam przeszkadzać, możemy z nim nawet iść na plac zabaw.
- Naprawdę? – zdziwiłam się i to nie mało – Ale w sumie sam chciałeś. Więc może pojadę do domu po niego i spotkamy się na mieście. Napiszę ci wiadomość gdzie dokładnie, abyś mógł podać adres taksówkarzowi ok?
- Jasne. Więc do zobaczenia. – zaśmiał się

Wyłączyłam się i gotowa wyszłam ze swojego biura, gdzie pożegnałam się z sekretarką i akurat spotkałam po drodze Clarę, więc i z nią się pożegnałam przelotnie rzucając, że wychodzę na kawę z znajomym. Od razu widziałam jej wzrok i byłam pewna, że do mnie zadzwoni wieczorem, aby wydobyć wszelakie informację na jego temat. Ale co mi tam, w końcu idę na kawę z kuzynem mojego męża. Oczywiście Pedro był wniebowzięty, że wróciłam o wiele szybciej z pracy, a jeszcze szczęśliwszy był kiedy mu oznajmiłam, że idziemy na plac zabaw. Wyszykowałam go i poszliśmy spacerkiem na miejsce. Mały od razu pobiegł do piaskownicy, a ja usiadłam na ławce i czekałam na Marcosa, który od razu przywitał mnie kubkiem kawy przed twarzą na co się do niego szeroko uśmiechnęłam.

- Pewnie jesteś z tych dziewczyn co piją latte?
- Zdecydowanie. – zaśmiałam się – I nawet nie wiesz, jak bardzo marzyłam o kawie.
- Ciężki dzień co? – podał mi kubek i babeczkę za co podziękowałam – Dla małego też mam, ale widzę, że się dobrze bawi.
- Dokładnie, i tak miałam okropny dzień, ale tak naprawdę sama nie wiem ile już takich było. Ale nie będę cię zadręczać, pewnie i tak masz już dość rodziny Gonzalez.
- Teoretycznie to nie jesteś rodziną, dla mnie. W końcu jesteś tylko żoną mojego kuzyna. A w praktyce czasem warto się wygadać komuś obcemu. Ale nie martw się, sam dobrze wiem jak jest czasem ciężko. Ale dobrze, że mam swój własny biznes, może nie jest wielki ale i tak spadają czasem na mnie kłopoty.
- Czym się zajmujesz? – przyjrzałam mu się, w nadziei, że odgadnę szybciej niż powie ale jednak nie było mi to dane, gdyż rzucił tylko, że prowadzi księgarnie – Naprawdę? Czyli oprócz rodziny coś nas jeszcze łączy.
- No tak, Sandra Vazquez, niezależna żona byłego piłkarza i chyba najlepszy wydawca w kraju. Masz nosa do tych hitów.
- Po prostu staram się dać szansę tym książką, które do mnie trafią. I uprzedzę twoje pytanie, nie piszę. Nie mam do tego talentu. Wolę czytać i wydawać niż pisać.
- No tak. – zaśmiał się – Ale i tak podziwiam. Jak możesz robić coś takiego, gdzie musisz się skupić na kilku nawet rozdziałach, kiedy po domu biega ci dziecko.
- Zazwyczaj czytam w weekendy, no i zawsze mam dziadków, którzy wezmą Pedro do siebie.
- No tak. Ja w sumie sam piszę, oczywiście nie na jakąś tam wielką skalę. Tak o dla siebie i mojej dziewczyny. Jednak myślałem o tym, aby wydać wspomnienia mojego ojca. Ale nie wiem czy reszta rodziny się zgodzi, w końcu wujek jest osobą publiczną.
- Twój tato napisał wspomnienia?
- Tak, kiedy moja mama zachorowała, chciał aby mogła na nowo odkrywać to co przeżyła. Spisał dla niej całą historię. Nie jest to coś mega, z pikantnymi szczegółami. Jednak urzeka samo w sobie. Coś jak Romeo i Julia, ale w innym wydaniu.
- Chętnie bym przeczytała.
- O na pewno nie. Nie pozostawisz na tym suchej nitki. – zaśmiał się
- Nie jako wydawca, ale jako osoba która zna legendę. Chciałabym poznać tą historię z drugiej strony. Może nie jestem z Adrianem długo, ale zdążyłam poznać tą historię.
- No tak, trzy lata. – rzucił a ja pokiwałam głową – Podziwiałem cię. Z dnia na dzień stałaś się rozpoznawalna. Piękna Sandra Vazquez zastąpiła Anabel, wielką miłość młodego piłkarza.
- Nie zastąpiłam jej. – westchnęłam – Ona dalej tkwi w jego sercu.
- Naprawdę? Jesteś z kimś kto dalej kocha byłą?
- Anabel nigdy nie była dla niego byłą. – zauważyłam – To jego pierwsza miłość, albo raczej druga bo każdy kto go zna wie, że na pierwszym miejscu jest piłka. Albo raczej była.
- Jak to się stało? No wiesz, jak go poznałaś.
- Moja koleżanka ze studiów znała jego kolegę. Wyprawiała akurat parapetówkę i wtedy go zobaczyłam. Przegadaliśmy cały wieczór, i tak zostało. Pół roku rozmawialiśmy, starałam się mu pomóc… aż pewnego dnia odkryłam, że od dawna przestałam na niego patrzeć jak na mojego kumpla. Nawet sobie nie wyobrażasz jaki szok przeżyłam, kiedy dotarło do mnie, że go kocham. Już wtedy złamał mi serce… dalej była Anabel. Może już w mniejszym stopniu, ale jednak dalej. Aż dojrzałam do decyzji, postanowiłam z nim skończyć. Zapomnieć raz na zawsze o Adrianie, i wtedy wszystko się zmieniło. Zrozumiał kim się dla niego stałam, i zostaliśmy parą. A po dwóch latach mi się oświadczył i po roku urodziłam Pedro.
- I ta kontuzja. Okropnie to wyglądało. Wujek mi powiedział, że to był najgorszy czas dla was wszystkich.
- Owszem, Adrian odtrąca wszystkich kiedy sobie nie radzi. Z dnia na dzień dowiedział się, że nie kopnie już piłki. To był cios gorszy niż odejście Anabel. Pedro miał zaledwie rok, ja wróciłam do pracy a on stracił swoje największe marzenie. Nie było łatwo, ani dla rodziców, ani dla niego i dla mnie. Nasze małżeństwo przetrwało najgorsze i to cud, że się nam udało. Jednak… nawet teraz nie jest nam łatwo, a ten najgorszy dzień ciągnie się dalej.
- Nie układa się wam? Myślałem, że Adrian to przetrawił, w końcu trenuje.
- Sama nie wiem co jest między nami. Na dodatek oddalił się nie tylko ode mnie, ale także od syna. Wiem, że nie powinnam i to głupie, ale czasem zastanawiam się jakby to było, gdybym jednak nie dała mu szansy, mimo wszystko i odeszła jeszcze kiedy było to możliwe.
- Nie można żyć przeszłością i się zadręczać. Musisz też zauważyć, że gdyby nie on to byś nie miała Pedro.
- Jest moim promykiem. – uśmiechnęłam się szeroko zatrzymując wzrok na synku
- Potrząśnij nim. Nie możesz pozwalać sobie na to jak cię traktuje. Jesteście małżeństwem, powinnaś być traktowana z szacunkiem.
- Nie jest jeszcze źle… to na pewno tylko chwilowe. – zauważyłam bawiąc się obrączką
- Nie okłamuj się. Bo pewnego dnia się obudzisz i będzie już za późno.
- Mamusiu mosemy już wlacac? – usłyszałam więc zdziwiona spojrzałam na Pedro – Jestem zmecony i tloche glodny.
- W takim razie pora wracać. – wytarłam mu dłonie chusteczką – Idziesz z nami? Zjemy obiad.
- Nie wiem… - westchnął
- Nie masz się o co bać. Adrian musi zaakceptować to, że jesteś jego kuzynem. Prawda skarbie?
- Plawda, babcia Ilene zrobila baldo dobly gulas.
- Widzisz nie możesz odmówić. – wzięłam go pod ramię – A ty skarbie możesz zjeść babeczkę, wujek ci kupił.
- Diekuje. – uśmiechnął się i wziął do ręki 

Doszliśmy do domu i od razu zajęłam się przygotowaniem. Pedro oprowadzał Marcusa po domu i przyszli do mnie gdzie już jedzenie stało na stole. Nie powiem, ale jak zawsze było pyszne i każdemu smakowało. Zadowoleni rozmawialiśmy o wszystkim i wysłuchiwaliśmy to co ma do powiedzenia Pedro. Aż w końcu usłyszałam odgłos auta. Czyli Adrian wrócił do domu. Wszedł do domu i widziałam jego minę. Ale nic sobie z tego nie robiłam. W końcu nic złego nie zrobiłam.

- W takim razie ja się będę zbierać. – zauważył Marcus – Dziękuje za mile spędzone popołudnie.
- Ja również, i mam nadzieję, że się spotkamy jeszcze. Tylko do mnie zadzwoń a wyratuje cię z opresji.
- Dziękuje. Przybij piątkę mały. – na co Pedro to zrobił z uśmiechem
- Pa wujku. – pomachał mu jeszcze, a ja odprowadziłam Marcusa do bramy i wróciłam do domu posprzątać
- Widzę, że nie próżnujesz. – mruknął jedząc na szybkiego w kuchni
- To w końcu rodzina. – rzuciłam – Może go nie lubisz, ale jesteś jedyny. Nawet twoja mama chce, abyś go polubił. Ale nie, sławny Adrian wie wszystko najlepiej.
- Pojawia się nagle i już wszystko go kochają. Rodzice, żona i syn.
- Bo nie zauważasz jaki on jest fajny. I pojawił się owszem, ale dlatego żeby przekazać testament twojego wujka. Nic więcej, nie oczekuje milionów do twojego ojca bo w końcu po co? Ma swój własny biznes.
- Podoba ci się co? – spojrzał na mnie ostro a ja tylko pokiwałam głową
- Gdybyś nie był tak zapatrzony w siebie to byś zauważył, że jestem ci wierna. Mimo tego, że w tym momencie jestem dla ciebie nikim.
- To nie tak…

- Nie Adrian, nie mam ochoty już z tobą rozmawiać. Mam dość, i dobrze o tym wiesz. Więc po prostu postarajmy się żyć osobno jak do tej pory. 

2 komentarze:

  1. Ahh... Obawiam się, że Marcus może namieszać. Mimo że Adrian zachowuje się jak idiota mam nadzieję, że w końcu ogarnie się i dojdzie do porozumienia z Sandrą.

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam w Sandrze to, że jak Adrian zaraz coś jej dowali to ona odpowie mu dwa razy boleśniej i kiedy on chcę być skruszony, ona dowala więcej czyli go zamyka i nie chcę więcej słuchać bo mogłaby zmięknąć i znowu winą obarczać siebie. Cudowna relacja albo ja jestem dziwna .XD

    OdpowiedzUsuń